Historia firmy | Od XIX wieku do dziś

Rodzina Kielmanów pochodzi z pogranicza Holandii i Niemiec. W początkach dziewiętnastego wieku osiedliła się na ziemiach polskich. W Szczepankowie na terenie Guberni Łomżyńskiej senior rodu Tomasz Kielman został zarządcą w dużym majątku ziemskim. W roku 1880 jeden z jego synów, osiemnastoletni Jan, zwany pózniej „pierwszym”, opuścił rodzinny dom i udał się do Warszawy aby samodzielnie stworzyć podstawy materialne na przyszłość.

W stolicy rozpoczął naukę zawodu w branży cukierniczej, jednak wkrótce zmienił decyzję i podjął pracę w jednym z licznych warsztatów obuwniczych. Po trzech latach terminowania zdobył tytuł mistrzowski a następnie otworzył własną pracownię przy gwarnej ulicy Chmielnej, pod numerem 3.

Młody Jan był człowiekiem zdeterminowanym i zaradnym. Wkrótce ożenił się z Marianną Doley, panną z zamożnej rodziny warszawskich przedsiębiorców. Otrzymany posag przeznaczył na rozwój pracowni, która ze skromnego warsztatu rozwinęła się w prosperującą firmę. Z upływem lat, poza sklepem od strony ulicy, zajmowała również pomieszczenia w oficynie mieszczące warsztaty oraz magazyny ze skórą i gotowymi wyrobami. Był to dobry czas dla ludzi przedsiębiorczych, którym sprzyjała ogólnie dobra koniunktura przełomu wieków i chłonny rynek rosyjski. Bywało, że prawie połowa rocznej produkcji trafiała do kontrahentów w Sankt Petersburgu.

Wpływ I wojny światowej nie był znaczący dla losów firmy. Choć ograniczono produkcję i zakończono eksport do Rosji – nic nie zagrażało jej pozycji w Warszawie. Jan, wbrew namowom teścia Leona Doleya, wciąż nie decydował się na zmechanizowanie produkcji, osobiście sprawując nadzór nad kwestiami technicznymi. Marianna dbając o finanse twardą ręką sprawowała rządy w sklepie. Wolny czas starali się spędzać aktywnie: latem wiosłowano hamburkami po Wiśle a zimą ruszano na górskie wędrówki.

Ich dwoje dzieci dostało dobre wychowanie i staranne wykształcenie. Wacław rozpoczął studia na Politechnice Lwowskiej a Julia studia filologiczne na Uniwersytecie Warszawskim. Studia Wacława przerwała wojna z bolszewikami 1920 roku, który po dramatycznej obronie Lwowa postanowił wyjechać do Belgii. Pózniej, z dyplomem Akademii Handlowej w Antwerpii w ręku udał się na praktyki do słynnego już wówczas Bally’ego w Szwajcarii, aby po zdobyciu tytułu mistrza szewskiego w roku 1927 przystąpić do spółki z ojcem. Wkrótce namówił go do zainstalowania jednego z pierwszych w Warszawie neonów oraz postawienie w witrynie mosiężnej wanienki z pływającym trzewikiem, potwierdzającym jakość kielmanowskich butów.

W dwudziestoleciu międzywojennym Warszawa obfitowała w liczne pracownie obuwnicze oferujące standard usług na poziomie światowym. Wśród około czterystu warsztatów szewskich prym wiódł legendarny Hiszpański, mistrz męskich półbutów wizytowych i sportowych, firmy Leszczyńskiego i Strusia – specjalizujące się w lekkich pantoflach damskich, oraz niewielka pracownia Niedzińskiego słynąca z najlepszych butów jezdzieckich.

Tym większą niespodzianką u Kielmana było przyjęcie wiosną roku 1921 zamówienia od francuskiego oficera w randze majora, Charles’a De Gaulle, który tuż przed zakończeniem swojej pracy na misji wojskowej w podwarszawskim Rembertowie, zażyczył sobie uszycia pary butów oficerskich. Po nadzwyczaj udanej realizacji tego zlecenia postanowiono na stałe włączyć do katalogu wyrobów firmy klasyczne oficerki oraz inne buty do jazdy konnej.

W roku 1927 przyjęto największe zamówienie w historii firmy. Damy dworu towarzyszące w europejskiej podróży afgańskiego króla Amanullacha zamówiły w sumie dwie setki par pantofli twierdząc, że nigdzie nie znajdą lepszych. Władca w odwiedzanych krajach nabywał na potrzeby własne oraz Afganistanu różne dobra. Z Polski wywiózł kontrakt na parowozy oraz pokaźną ilość damskich butów.

Wśród innych znamienitych klientów tego czasu byli: prezydent Ignacy Mościcki, generał Władysław Sikorski, Jan Kiepura, Adolf Dymsza, Mieczysława Ćwiklińska, Stefan Wiechecki,€“ Wiech, Marian Brandys oraz młodziutka Hanka Bielicka, która,€“ jak będzie twierdzić pózniej,€“ nigdy nie nosiła innych butów niż z firmy Kielman.

W latach trzydziestych sklep przy Chmielnej 1/3 miał kilka witryn wystawowych, sofy i kanapy do przesiadywania a przy drzwiach szwajcara w uniformie. Dla usprawnienia kontaktów z klientami założono dwie linie telefoniczne. Gotowe obuwie zazwyczaj odnoszono klientom do domu z grosikiem “na szczęście” w pudełku.

Dokładne dane liczbowe dotyczące ilości pracowników na początku XX wieku nie są dokładne, gdyż firmowa dokumentacja spłonęła wraz z całym biurem podczas Powstania Warszawskiego w 1944 roku. Można jednak szacować, że zatrudnienie wynosiło sporo ponad 50 osób i przez długi czas pozostawało na mniej więcej stałym poziomie. Oczywiście najważniejszymi pracownikami byli mistrzowie i wykwalifikowani czeladnicy – cholewkarze i szewcy. Tych drugich było około trzydziestu. Każdy z nich mógł uszyć tygodniowo 2 – 3 pary butów, co daje pojecie o ówczesnych możliwościach firmy.

Okres II wojny był oczywiście bardzo trudny dla firmy i rodziny. Mimo, że okupant zezwolił na prowadzenie działalności a Niemcy stanowili poważną część klienteli, rodzina została wysiedlona z luksusowego apartamentu przy ul. Konopczyńskiego i zamieszkała przy Mokotowskiej 34, tuż pod eksterytorialnym szóstym piętrem chronionym godłem Szwajcarii. Wkrótce, podczas Powstania, sklep i pracownia uległy całkowitemu zniszczeniu. Szczęśliwym zrządzeniem losu zawartość magazynów nie spłonęła lecz dostała się w ręce powstańców. Wacław z najbliższymi zamieszkał w podwarszawskim Józefowie, dalsza rodzina się rozproszyła, niektórzy zginęli, inni udali się na emigrację. Podobny los spotkał pracowników.

Po wojnie Wacław odbudował firmę w rozmiarach nieporównywalnych do przedwojennej. Wraz ze wspólnikiem Leonem Solnickim zajął niewielki lokal przy Chmielnej pod nr. 6, w modernistycznej kamienicy projektu Henryka Stifelmana z 1938 roku , niemal vis a vis przedwojennego adresu. Pomimo zrujnowanego parteru budynek był na tle okolicznych domów w stosunkowo dobrym stanie. W pobliskich zgliszczach poprzedniej siedziby odnaleziono nieco narzędzi, skór i kopyt więc krok po kroku można było wracać do zajęcia sprzed okupacji, w czym niezwykle pomocni byli powracający do Warszawy dawni pracownicy.

Niestety, dość szybko okazało się, że wbrew pierwszemu powojennemu entuzjazmowi nadeszły ponure czasy nowego systemu. Pojawiły się, zupełnie nieznane przed wojną, kłopoty z aprowizacją a przyjęcie zamówienia było niekiedy uwarunkowane przyniesieniem skóry przez klienta. Gdy w latach pięćdziesiątych Wacław Kielman został wybrany wiceprezesem warszawskiej Izby Rzemieślniczej wyraznie mówiono, że nie może zostać prezesem ponieważ konsekwentnie odmawia przynależności do komunistycznej PZPR lub innego stronnictwa politycznego. W przeciwieństwie do innych warszawskich pracowni obuwniczych firma Kielman – jako ostatnia z przedwojennymi tradycjami – była zaledwie tolerowana przez nowe władze. Wacław, po wezwaniu na rozmowy do urzędów państwowych, w obawie przed aresztowaniem zawsze zabierał przygotowany wcześniej sweter i szczoteczkę do zębów. Podczas tych spotkań dawano mu do zrozumienia, że w Polsce Ludowej nie będzie miejsca do prowadzenia prywatnej działalności, a zamknięcie firmy jest tylko kwestią czasu. Aby bardziej dokuczyć i uniemożliwić rozwój, do odbudowanego własnym sumptem lokalu bezdyskusyjnie dokwaterowano mu innego rzemieślnika, sprowadzonego z prowincji zegarmistrza. W zależności od aktualnie obowiązującej doktryny i kaprysu państwowych funkcjonariuszy, można było zatrudnić tylko dwóch lub czterech pracowników produkcyjnych. Kontrole poszukiwały najmniejszej niezgodności w prowadzonej buchalterii. Niemal każdy ścinek skóry musiał być opisany i zaksięgowany a ewentualne jego zawieruszenie narażało firmę na drakońskie kary. Te szykany oraz ryzyko tzw. domiarów podatkowych po których żadna firma nie ma prawa się podnieść spowodowały, że wnuk założyciela a syn Wacława – Jan II nie wiązał już przyszłości z rzemiosłem i po ukończeniu studiów na Uniwersytecie Warszawskim został prawnikiem. Rozwijał przy tym swoje życiowe pasje: żeglarstwo i wioślarstwo, głównie w ramach działalności w Warszawskim Towarzystwie Wioślarskim, najstarszym polskim klubem sportowym założonym w 1878 roku.

Nieoczekiwanie, znośniejszy dla rzemiosła czas, nastąpił we wczesnych latach siedemdziesiątych. W tym okresie, aby wspomóc chorego Wacława, firma została czasowo wzmocniona o Leokadię, żonę Jana II. Choć bez większej praktyki w prowadzeniu interesów, posiadała niezbędne cechy do osiągnięcia sukcesu: pracowitość, wytrwałość i rozwagę. Jako osoba energiczna i zasadnicza była wymagająca zarówno wobec pracowników jak i siebie. Dość szybko przejęła stery i zaprowadziła nowe porządki, dzięki czemu chyląca się ku upadkowi pracownia mocniej stanęła na nogach.

W roku 1982 do firmy zdecydował dołączyć Jan II. Pod okiem swoich majstrów poznał tajniki rzemiosła i zrobił, obowiązkowe wówczas, uprawnienia mistrzowskie. Tymczasem w kraju pogłębiał się konflikt między społeczeństwem reprezentowanym przez „Solidarność” a władzą. Narastający kryzys gospodarczy obnażył niedorozwój socjalistycznej gospodarki i sprawił deficyt wszystkich towarów rynkowych. Poziom inflacji osiągał wartość kilkuset procent, a w pogrążonym w chaosie kraju normalnie funkcjonował już tylko prywatny small biznes. Pracownia Kielmanów działała na najwyższych obrotach, a nieosiągalne w oficjalnym handlu skóry były dostarczane tylnymi drzwiami przez pokątnych handlarzy. Po raz pierwszy aby przyjąć zamówienie Kielman swoich klientów ustawiał w kolejce. Tak dotrwano do roku 1989, który przynosząc zmiany polityczne przyniósł nadzieje na powrót firmy do dawnej świetności. Pierwszą decyzją Jana i Leokadii było rozstanie się z dokwaterowanym trzydzieści lat wcześniej zegarmistrzem.

Latem 1993 roku do spółki przystąpił przedstawiciel czwartego pokolenia – Maciej. Dopływ świeżej krwi spowodował wyjście na nowe obszary aktywności. W ofercie firmy pojawiły się szyte na zamówienie torby. Nawiązane zostały pierwsze poważne kontakty z wiedeńskimi dostawcami skór i drewnianych prawideł oraz z brytyjską firmą odzieżową Barbour, której stylowe produkty są dziś eksponowane w osobnym saloniku.

W roku 2000 firma Jan Kielman została zamieszczona w angielskim almanachu „Europe’s Elite 1000, Millennium Issue” mieszczącym opis i krótką historię tysiąca najbardziej ekskluzywnych miejsc w Europie.

Wkrótce powstała strona internetowa prezentująca działalność firmy. Dzięki zamieszczonej tam instrukcji z łatwością można samemu wziąć miarę, a po przesłaniu jej do pracowni zamówić dowolne buty bez przyjeżdżania do Warszawy.

Od wejścia Polski do Unii Europejskiej w 2005 roku firma dysponuje znaczną ilością skór regularnie sprowadzanych z najlepszych garbarni świata, również unikalnymi skórami egzotycznymi, pozyskiwanymi zgodnie z Konwencją Waszyngtońską CITES.

W czerwcu 2008 roku firma obchodziła 125 – lecie swojego istnienia a jej szeregi, po odchowaniu trzech synów: Jana III, Stefana i Maćka, zasiliła żona Macieja, Monika. Ogólna ilość pełnych etatów wynosiła w tym czasie 15 oraz kilku ćwiczących uczniów ubiegających się o przyjęcie do pracy.

Dwa lata pózniej pracownia została poszerzona o profesjonalny dział kaletniczy pod nazwą Malton-Kielman, szyjący na zamówienie portfele, torby, teczki i wszelką galanterię skórzaną, w tym paski do zegarków. Czas pokazał, że była to decyzja świetnie trafiająca w oczekiwania klientów.

W ostatniej dekadzie wyroby z logo „Jan Kielman 1883” zostały wysłane miłośnikom rękodzieła do ponad trzydziestu krajów świata.

Wszyscy właściciele firmy Kielman byli i są nadal członkami Cechu Rzemiosł Skórzanych imienia Jana Kilińskiego, stowarzyszenia warszawskich rzemieślników o tradycji sięgającej XIV wieku.

Rodzina Kielmanów pochodzi z pogranicza Holandii i Niemiec. W początkach dziewiętnastego wieku osiedliła się na ziemiach polskich. W Szczepankowie na terenie Guberni Łomżyńskiej senior rodu Tomasz Kielman został zarządcą w dużym majątku ziemskim. W roku 1880 jeden z jego synów, osiemnastoletni Jan, zwany pózniej „pierwszym”, opuścił rodzinny dom i udał się do Warszawy aby samodzielnie stworzyć podstawy materialne na przyszłość.

W stolicy rozpoczął naukę zawodu w branży cukierniczej, jednak wkrótce zmienił decyzję i podjął pracę w jednym z licznych warsztatów obuwniczych. Po trzech latach terminowania zdobył tytuł mistrzowski a następnie otworzył własną pracownię przy gwarnej ulicy Chmielnej, pod numerem 3.

Warszawa, fotografia z roku 1885
Warszawa, fotografia z roku 1885

Młody Jan był człowiekiem zdeterminowanym i zaradnym. Wkrótce ożenił się z Marianną Doley, panną z zamożnej rodziny warszawskich przedsiębiorców. Otrzymany posag przeznaczył na rozwój pracowni, która ze skromnego warsztatu rozwinęła się w prosperującą firmę. Z upływem lat, poza sklepem od strony ulicy, zajmowała również pomieszczenia w oficynie mieszczące warsztaty oraz magazyny ze skórą i gotowymi wyrobami. Był to dobry czas dla ludzi przedsiębiorczych, którym sprzyjała ogólnie dobra koniunktura przełomu wieków i chłonny rynek rosyjski. Bywało, że prawie połowa rocznej produkcji trafiała do kontrahentów w Sankt Petersburgu.

Rodzina Kielmanów, od prawej: Jan, Marianna, młody Wacław i Julia, 1908 r.
Rodzina Kielmanów, od prawej: Jan, Marianna, młody Wacław i Julia, 1908 r.

Wpływ I wojny światowej nie był znaczący dla losów firmy. Choć ograniczono produkcję i zakończono eksport do Rosji – nic nie zagrażało jej pozycji w Warszawie. Jan, wbrew namowom teścia Leona Doleya, wciąż nie decydował się na zmechanizowanie produkcji, osobiście sprawując nadzór nad kwestiami technicznymi. Marianna dbając o finanse twardą ręką sprawowała rządy w sklepie. Wolny czas starali się spędzać aktywnie: latem wiosłowano hamburkami po Wiśle a zimą ruszano na górskie wędrówki.

Ich dwoje dzieci dostało dobre wychowanie i staranne wykształcenie. Wacław rozpoczął studia na Politechnice Lwowskiej a Julia studia filologiczne na Uniwersytecie Warszawskim. Studia Wacława przerwała wojna z bolszewikami 1920 roku, który po dramatycznej obronie Lwowa postanowił wyjechać do Belgii. Pózniej, z dyplomem Akademii Handlowej w Antwerpii w ręku udał się na praktyki do słynnego już wówczas Bally’ego w Szwajcarii, aby po zdobyciu tytułu mistrza szewskiego w roku 1927 przystąpić do spółki z ojcem. Wkrótce namówił go do zainstalowania jednego z pierwszych w Warszawie neonów oraz postawienie w witrynie mosiężnej wanienki z pływającym trzewikiem, potwierdzającym jakość kielmanowskich butów.

Jan I w Monte Carlo, 1932 r.
Jan I w Monte Carlo, 1932 r.

W dwudziestoleciu międzywojennym Warszawa obfitowała w liczne pracownie obuwnicze oferujące standard usług na poziomie światowym. Wśród około czterystu warsztatów szewskich prym wiódł legendarny Hiszpański, mistrz męskich półbutów wizytowych i sportowych, firmy Leszczyńskiego i Strusia – specjalizujące się w lekkich pantoflach damskich, oraz niewielka pracownia Niedzińskiego słynąca z najlepszych butów jezdzieckich.

Tym większą niespodzianką u Kielmana było przyjęcie wiosną roku 1921 zamówienia od francuskiego oficera w randze majora, Charles’a De Gaulle, który tuż przed zakończeniem swojej pracy na misji wojskowej w podwarszawskim Rembertowie, zażyczył sobie uszycia pary butów oficerskich. Po nadzwyczaj udanej realizacji tego zlecenia postanowiono na stałe włączyć do katalogu wyrobów firmy klasyczne oficerki oraz inne buty do jazdy konnej.

W roku 1927 przyjęto największe zamówienie w historii firmy. Damy dworu towarzyszące w europejskiej podróży afgańskiego króla Amanullacha zamówiły w sumie dwie setki par pantofli twierdząc, że nigdzie nie znajdą lepszych. Władca w odwiedzanych krajach nabywał na potrzeby własne oraz Afganistanu różne dobra. Z Polski wywiózł kontrakt na parowozy oraz pokaźną ilość damskich butów.

Wśród innych znamienitych klientów tego czasu byli: prezydent Ignacy Mościcki, generał Władysław Sikorski, Jan Kiepura, Adolf Dymsza, Mieczysława Ćwiklińska, Stefan Wiechecki,€“ Wiech, Marian Brandys oraz młodziutka Hanka Bielicka, która,€“ jak będzie twierdzić pózniej,€“ nigdy nie nosiła innych butów niż z firmy Kielman.

Wacław, Nicea, 1932 r.
Wacław, Nicea, 1932 r.

W latach trzydziestych sklep przy Chmielnej 1/3 miał kilka witryn wystawowych, sofy i kanapy do przesiadywania a przy drzwiach szwajcara w uniformie. Dla usprawnienia kontaktów z klientami założono dwie linie telefoniczne. Gotowe obuwie zazwyczaj odnoszono klientom do domu z grosikiem “na szczęście” w pudełku.

Dokładne dane liczbowe dotyczące ilości pracowników na początku XX wieku nie są dokładne, gdyż firmowa dokumentacja spłonęła wraz z całym biurem podczas Powstania Warszawskiego w 1944 roku. Można jednak szacować, że zatrudnienie wynosiło sporo ponad 50 osób i przez długi czas pozostawało na mniej więcej stałym poziomie. Oczywiście najważniejszymi pracownikami byli mistrzowie i wykwalifikowani czeladnicy – cholewkarze i szewcy. Tych drugich było około trzydziestu. Każdy z nich mógł uszyć tygodniowo 2 – 3 pary butów, co daje pojecie o ówczesnych możliwościach firmy.

Okres II wojny był oczywiście bardzo trudny dla firmy i rodziny. Mimo, że okupant zezwolił na prowadzenie działalności a Niemcy stanowili poważną część klienteli, rodzina została wysiedlona z luksusowego apartamentu przy ul. Konopczyńskiego i zamieszkała przy Mokotowskiej 34, tuż pod eksterytorialnym szóstym piętrem chronionym godłem Szwajcarii. Wkrótce, podczas Powstania, sklep i pracownia uległy całkowitemu zniszczeniu. Szczęśliwym zrządzeniem losu zawartość magazynów nie spłonęła lecz dostała się w ręce powstańców. Wacław z najbliższymi zamieszkał w podwarszawskim Józefowie, dalsza rodzina się rozproszyła, niektórzy zginęli, inni udali się na emigrację. Podobny los spotkał pracowników.

Po wojnie Wacław odbudował firmę w rozmiarach nieporównywalnych do przedwojennej. Wraz ze wspólnikiem Leonem Solnickim zajął niewielki lokal przy Chmielnej pod nr. 6, w modernistycznej kamienicy projektu Henryka Stifelmana z 1938 roku , niemal vis a vis przedwojennego adresu. Pomimo zrujnowanego parteru budynek był na tle okolicznych domów w stosunkowo dobrym stanie. W pobliskich zgliszczach poprzedniej siedziby odnaleziono nieco narzędzi, skór i kopyt więc krok po kroku można było wracać do zajęcia sprzed okupacji, w czym niezwykle pomocni byli powracający do Warszawy dawni pracownicy.

Wacław Kielman w pracowni, lata 60-te XXw.
Wacław Kielman w pracowni, lata 60-te XXw.

Niestety, dość szybko okazało się, że wbrew pierwszemu powojennemu entuzjazmowi nadeszły ponure czasy nowego systemu. Pojawiły się, zupełnie nieznane przed wojną, kłopoty z aprowizacją a przyjęcie zamówienia było niekiedy uwarunkowane przyniesieniem skóry przez klienta. Gdy w latach pięćdziesiątych Wacław Kielman został wybrany wiceprezesem warszawskiej Izby Rzemieślniczej wyraznie mówiono, że nie może zostać prezesem ponieważ konsekwentnie odmawia przynależności do komunistycznej PZPR lub innego stronnictwa politycznego. W przeciwieństwie do innych warszawskich pracowni obuwniczych firma Kielman – jako ostatnia z przedwojennymi tradycjami – była zaledwie tolerowana przez nowe władze. Wacław, po wezwaniu na rozmowy do urzędów państwowych, w obawie przed aresztowaniem zawsze zabierał przygotowany wcześniej sweter i szczoteczkę do zębów. Podczas tych spotkań dawano mu do zrozumienia, że w Polsce Ludowej nie będzie miejsca do prowadzenia prywatnej działalności, a zamknięcie firmy jest tylko kwestią czasu. Aby bardziej dokuczyć i uniemożliwić rozwój, do odbudowanego własnym sumptem lokalu bezdyskusyjnie dokwaterowano mu innego rzemieślnika, sprowadzonego z prowincji zegarmistrza. W zależności od aktualnie obowiązującej doktryny i kaprysu państwowych funkcjonariuszy, można było zatrudnić tylko dwóch lub czterech pracowników produkcyjnych. Kontrole poszukiwały najmniejszej niezgodności w prowadzonej buchalterii. Niemal każdy ścinek skóry musiał być opisany i zaksięgowany a ewentualne jego zawieruszenie narażało firmę na drakońskie kary. Te szykany oraz ryzyko tzw. domiarów podatkowych po których żadna firma nie ma prawa się podnieść spowodowały, że wnuk założyciela a syn Wacława – Jan II nie wiązał już przyszłości z rzemiosłem i po ukończeniu studiów na Uniwersytecie Warszawskim został prawnikiem. Rozwijał przy tym swoje życiowe pasje: żeglarstwo i wioślarstwo, głównie w ramach działalności w Warszawskim Towarzystwie Wioślarskim, najstarszym polskim klubem sportowym założonym w 1878 roku.

 

Rodzina Kielmanów, od prawej: Jan II, Wacław, Leokadia i młody Maciej, 1969 r.
Rodzina Kielmanów, od prawej: Jan II, Wacław, Leokadia i młody Maciej, 1969 r.

Nieoczekiwanie, znośniejszy dla rzemiosła czas, nastąpił we wczesnych latach siedemdziesiątych. W tym okresie, aby wspomóc chorego Wacława, firma została czasowo wzmocniona o Leokadię, żonę Jana II. Choć bez większej praktyki w prowadzeniu interesów, posiadała niezbędne cechy do osiągnięcia sukcesu: pracowitość, wytrwałość i rozwagę. Jako osoba energiczna i zasadnicza była wymagająca zarówno wobec pracowników jak i siebie. Dość szybko przejęła stery i zaprowadziła nowe porządki, dzięki czemu chyląca się ku upadkowi pracownia mocniej stanęła na nogach.

 

Jan II i Leokadia w pracowni, 1983 r.
Jan II i Leokadia w pracowni, 1983 r.

W roku 1982 do firmy zdecydował dołączyć Jan II. Pod okiem swoich majstrów poznał tajniki rzemiosła i zrobił, obowiązkowe wówczas, uprawnienia mistrzowskie. Tymczasem w kraju pogłębiał się konflikt między społeczeństwem reprezentowanym przez „Solidarność” a władzą. Narastający kryzys gospodarczy obnażył niedorozwój socjalistycznej gospodarki i sprawił deficyt wszystkich towarów rynkowych. Poziom inflacji osiągał wartość kilkuset procent, a w pogrążonym w chaosie kraju normalnie funkcjonował już tylko prywatny small biznes. Pracownia Kielmanów działała na najwyższych obrotach, a nieosiągalne w oficjalnym handlu skóry były dostarczane tylnymi drzwiami przez pokątnych handlarzy. Po raz pierwszy aby przyjąć zamówienie Kielman swoich klientów ustawiał w kolejce. Tak dotrwano do roku 1989, który przynosząc zmiany polityczne przyniósł nadzieje na powrót firmy do dawnej świetności. Pierwszą decyzją Jana i Leokadii było rozstanie się z dokwaterowanym trzydzieści lat wcześniej zegarmistrzem.

Latem 1993 roku do spółki przystąpił przedstawiciel czwartego pokolenia – Maciej. Dopływ świeżej krwi spowodował wyjście na nowe obszary aktywności. W ofercie firmy pojawiły się szyte na zamówienie torby. Nawiązane zostały pierwsze poważne kontakty z wiedeńskimi dostawcami skór i drewnianych prawideł oraz z brytyjską firmą odzieżową Barbour, której stylowe produkty są dziś eksponowane w osobnym saloniku.

Europe's Elite 1000
Europe's Elite 1000

W roku 2000 firma Jan Kielman została zamieszczona w angielskim almanachu „Europe’s Elite 1000, Millennium Issue” mieszczącym opis i krótką historię tysiąca najbardziej ekskluzywnych miejsc w Europie.

Wkrótce powstała strona internetowa prezentująca działalność firmy. Dzięki zamieszczonej tam instrukcji z łatwością można samemu wziąć miarę, a po przesłaniu jej do pracowni zamówić dowolne buty bez przyjeżdżania do Warszawy.

Od wejścia Polski do Unii Europejskiej w 2005 roku firma dysponuje znaczną ilością skór regularnie sprowadzanych z najlepszych garbarni świata, również unikalnymi skórami egzotycznymi, pozyskiwanymi zgodnie z Konwencją Waszyngtońską CITES.

Jan, Leokadia, Monika i Maciej, 2007 r.
Jan, Leokadia, Monika i Maciej, 2007 r.

W czerwcu 2008 roku firma obchodziła 125 – lecie swojego istnienia a jej szeregi, po odchowaniu trzech synów: Jana III, Stefana i Maćka, zasiliła żona Macieja, Monika. Ogólna ilość pełnych etatów wynosiła w tym czasie 15 oraz kilku ćwiczących uczniów ubiegających się o przyjęcie do pracy.

Dwa lata pózniej pracownia została poszerzona o profesjonalny dział kaletniczy pod nazwą Malton-Kielman, szyjący na zamówienie portfele, torby, teczki i wszelką galanterię skórzaną, w tym paski do zegarków. Czas pokazał, że była to decyzja świetnie trafiająca w oczekiwania klientów.

W ostatniej dekadzie wyroby z logo „Jan Kielman 1883” zostały wysłane miłośnikom rękodzieła do ponad trzydziestu krajów świata.

Wszyscy właściciele firmy Kielman byli i są nadal członkami Cechu Rzemiosł Skórzanych imienia Jana Kilińskiego, stowarzyszenia warszawskich rzemieślników o tradycji sięgającej XIV wieku.